- Rekrutacja 2025
- Oferta
- Szkolenia
- Uczelnia
- Strefa studenta
- Blog
- Kontakt
- REKRUTACJA ONLINE
29/01/2021
„Przeklęta lipa, leżę pod nią i leżę, a fraszki dalej jakieś mało śmieszne. Może trzeba zmienić nawóz? Kto poleca dobry nawóz do lipy, taki działający mocno na natchnienie, ale nie za miliony monet?”
„Utknąłem w Odprawie posłów greckich na hejtowaniu Heleny. Jakoś tak mało hejtersko mi wychodzi, jakby w sumie wcale nie o tę laskę chodziło”.
„Horacy to miał fajnie, nie musiał rymować. Podrzućcie jakiś rym do piórem opatrzony, bo będzie lipa, a nie pieśń dwudziesta czwarta…”
„Urszulka [*] Wpisujcie miasta”.
Tak to sobie wyobrażam. I od razu zastrzegam: to nie moja wina, że poecie z Czarnolasu dorobiłam w wyobraźni konto na Facebooku. Winna jest, jak zawsze, książka. Taka z niewinnie różową okładką, na której Proust cyka fotkę magdalenki. O tak, wierzę, że Proust mógłby codziennie wrzucać fotę tej samej (ale każdego dnia inaczej pachnącej i smakującej!… o fuj) magdalenki na Facebook, Instagram, jeszcze go widzę na Youtubie, komentującego krótki filmik z magdalenką w roli głównej (i jedynej) słowami w rodzaju „Ale jedyną osobą, dla której przybycie Swanna stanowiło bolesne przejście, byłem ja”1.
Przepraszam, rozmarzyłam się. Wróćmy do winnego – książki „Book face. Księga twarzy pisarzy” Tomasza Brody, w której poza Proustem znaleźć można całą gromadę pisarzy, od antycznych po współczesnych, zamieszczających własne posty lub komentujących cudze. Nawet parę głosów spoza grupy literatów się znajdzie – ot, choćby na profilu Dantego, który wrzuca kuszącą promocję „Boskiej komedii” („Kuszą was ekstrema? A co powiecie na ostrą jazdę po kręgach piekielnych?”2), na co otrzymuje i komentarze pozytywne (Hieronim Bosch: ja to panu odmaluję!), i takie trochę konkurencyjne (Bóg – oficjalny profil: „Jest jeszcze niebo!”3). Homer spiera się w komentarzach z Wolterem Scottem, Aleksandrem Dumasem i Fryderykiem Schillerem, czyj bohater był lepszy, markiz de Sade gratuluje Henrykowi Sienkiewiczowi wbijania na pal („Nie wiedziałem, że wy, Polacy, jesteście tacy dobrzy w te klocki!”4), a Proust zadaje ponure pytanie: jak to jest, że po siedmiu tomach wypełnionych ciągnącymi się po kilka stron zdaniami myśmy, czytelnicy, „zapamiętali tylko tę cholerną magdalenkę?!”5.
Cytaty można mnożyć, ale nie o to chodzi, bo popsuję zabawę (której dodatkowym smaczkiem są ilustracje). „Book face” to nie jest historia literatury, to nie jest w zasadzie nic, co koło poważnych opracowań literackich mogłoby stanąć. A jednak – jest to kwintesencja literatury. To cudowna zabawa kontekstami, motywami, typami bohaterów, rozwiązań fabularnych i specyfiki samego autora, z uwzględnieniem stereotypów, za pomocą których współczesna kultura tego autora określa. Proust = magdalenka. Sienkiewicz = wbijanie na pal (ewentualnie jeszcze upodobanie do trójkątów, i to takich hardkorowych, zwykle dwóch panów z panią, tylko że jednego albo pogonią, albo ukatrupią). Conan Doyle mówi jak Sherlock Holmes, Christie interesują tylko trucizny, a Balzac żłopie kawę i gada o pieniądzach.
Powiedzmy sobie szczerze: to nie jest książka dla każdego. Wbrew pozorom fakt, że pisarze i pisarki wypowiadają się na fejsie, wcale nie oznacza, że licealiści właśnie dostali do ręki zjadliwą wersję historii literatury. Nie, nie przekonacie ich „Book facem” do kanonu lektur, nawet gdyby w tej książce znalazł się post Prusa w rodzaju: „Byłem na jakimś procesie o lalkę, ale beka! W sumie fajny tytuł na książkę IMHO, co myślicie? Robię ankietę, oddawajcie głosy, tylko sensowne komentarze!”.
Bawienie się literaturą ma rację bytu dopiero wtedy, gdy się tę literaturę zna. Taka prosta prawda. „Book face. Księga twarzy pisarzy” jest cudownym smakołykiem, ale – dla smakoszy; konkretnie dla ludzi, którzy dużo czytają, znają co najmniej większość pojawiających się tu pisarzy, a o historii literatury mają pojęcie trochę większe niż to, że po antyku było średniowiecze, a po średniowieczu – renesans, zwany też odrodzeniem, i to nie jest to samo, co oświecenie. Mimo zatem wprowadzenia narzędzia tak bardzo współczesnego i nowoczesnego – tytułowego Facebooka – pozostajemy w pewnej konserwatywnej rzeczywistości: musisz znać książki, żeby rozumieć rozmowy o tych książkach. Banalne? Owszem. Smutne? Powiedziałabym, że wręcz przeciwnie – raczej pocieszające. Chcesz się pośmiać z pisarzy – to się trochę wysil i poznaj najpierw literaturę, którą tworzyli.
Tę pozornie niewinną i zdradliwie lekką książkę poleciłabym każdemu, kogo znam jako zapalonego czytelnika. Mnie poleciła ją przyjaciółka – księgarka, która podczas jednej z moich ostatnich w 2020 roku wizyt w Fice zdjęła „Book face’a” z półki i powiedziała: „Ubawisz się”. Zobaczyłam Prousta focącego magdalenkę. Zobaczyłam Cervantesa przestrzegającego: „Nie przesadzajcie z tym czytaniem. Znam takiego, co zawyża statystyki w całej La Manchy”6. Zobaczyłam Tove Jansson opowiadającą o trollach i hejtowaną przez trolle internetowe. Tomasz Broda błyskawicznie podbił moje serce.
Żałuję jedynie, że brakuje tu wielu innych pisarzy. Nie założyli fejsa? Nie wiedzą, że w ten sposób nie istnieją? Wyobrażam sobie Montgomery na grupie włosiarskiej: „Ej, dziewczyny, nie farbujcie rudych włosów na kasztan bez sprawdzenia producenta farby, bo zzieleniejecie na widok efektów”; Cortázara wrzucającego na OLX ogłoszenie: „Oddam białe króliki, za darmo, tylko koszt przesyłki. Ewentualnie odbiór osobisty. Liczba sztuk: wciąż, szlag by trafił, nieograniczona”; Miltona na grupie Netflix Polska: „Ci od Lucyfera wiszą mi za prawa autorskie”. Niezła zabawa, można ją kontynuować na własny użytek w nieskończoność. Jeden warunek: trzeba czytać.
Może będzie to ten warunek, który w 2021 okaże się kuszący. Proust krzyczący na fejsie o „cholernej magdalence” jest wart czytelniczego wysiłku.
1 M. Proust, „W poszukiwania straconego czasu”, tom 1, przeł. T. Boy-Żeleński.
2–6 T. Broda, „Book face. Księga twarzy pisarzy”, Wrocław 2020.
O AUTORZE:
Prorektor ds. jakości kształcenia
Szczecińskiej Szkoły Wyższej
Collegium Balticum