12/04/2020

Z niepokojem obserwuję to, co dzieje się w polskiej szkole w ciągu ostatnich dwóch lat. Niepokoi mnie sytuacja, w jakiej znaleźli się nauczyciele i wychowawcy. Reprezentuję przecież uczelnię, która od 20 lat odgrywa ogromną role w kształceniu tej grupy zawodowej. Jak mogłabym nie współodczuwać jej problemów i bolączek?

Co w ostatnim czasie spotykało nauczycieli? Wiemy, niezrozumienie ze strony Państwa, związków zawodowych, społeczeństwa, gdy walczyli o swoje prawa i o swój autorytet. Wszyscy widzieliśmy, jak ta walka się skończyła. Jestem rozbita wewnętrznie próbując zrozumieć tę sytuację. Próbuję szukać wyjścia, którego nie widzę w obecnych warunkach i przy obecnym ogólnym postrzeganiu roli oraz wkładu pracy nauczycieli i wychowawców w życie naszych dzieci i nas samych.

Myślę, że trudno musi im brać na siebie ciężar uczestnictwa w dorastaniu młodych ludzi, pokazywaniu świata i wspólnym jego poznawaniu, tworzeniu hierarchii znaczących wartości. Trudno im brać odpowiedzialność za kształtowanie wiedzy i umiejętności młodych ludzi, jeżeli w zamian otrzymują listę wymagań i pretensji

Niestety, tak jest urządzony ten „najlepszy z możliwych” światów. Zawsze, jeśli chodzi o szkołę, będziemy na nią patrzeć z perspektywy dziecka, rodzica i nauczyciela. Perspektywy te różnią się i zapewne w najbliższym czasie się nie pokryją. Ponownie napiszę – niestety.

Nie chcę pisać o sprawach oczywistych. Ani o przeładowanym programie, zmianach w prawie oświatowym, likwidacji gimnazjów, kumulacji roczników, problemach z budynkami, ani też o zmęczonych rodzicach, znerwicowanych dzieciach, co wszystko ma swoje konsekwencje dotyczące edukacji w szerokim sensie.  Nie chcę o tym    pisać, bo w ciągu kilku ostatnich tygodni świat radykalnie się zmienił, pojawił się wirus, który – w sytuacji zatrzymania światowej machiny gospodarczo-ekonomiczno-edukacyjnej – wymusza konieczność przewartościowania całego naszego życia i spojrzenia na życie, wprowadzenie nowych priorytetów i zasad.

Edukacja, szkolnictwo, systemy wychowawcze, nurty pedagogiczne – obojętnie jak to nazwiemy – oznacza dla mnie współuczestniczenia w dorastaniu, dojrzewaniu, kształtowaniu/wspieraniu w rozwoju młodych ludzi. Uważam, że jest to nasza najważniejsza misja. Jeśli jej nie wypełnimy, to nie przetrwamy. Czy panikuję? Być może.

Ukochany cytat w mojej młodości powiada: „Świat się zmienia, mówi mi to woda, mówi mi to Ziemia. Wyczuwam to w powietrzu. Wiele z tego, co było, zostało zatracone”. Już to dzisiaj gdzieś powiedziałam – nadchodzi czas zmian. W powieści Tolkiena pod koniec Trzeciej Ery w Middle-earth społeczność się podniosła, dała radę, ale tylko dlatego, że miała silną, niezłomną (chociaż składającą się zupełnie różnych typów osobowości i profesji) Drużynę Pierścienia. Czy potrafimy stworzyć podobną ?

Jestem mamą czwórki dzieci, każde jest inne (co mnie nieustannie zadziwia i zachwyca jednocześnie) każde miało i ma inne potrzeby związane ze zdobywaniem wiedzy, wykształcenia i podejścia do szkoły jako instytucji. O swoim podejściu do formalnej strony edukacji pisać tutaj nie będę (to osobny temat, a dla moich Studentów mógłby okazać się lekko szokujący). Z racji roli zawodowej jestem po stronie nauczycieli, z racji roli społecznej rozumiem Rodziców. Rozdwojenie? Niekoniecznie. Nauczyciele, choćby z pasją, choćby   najbardziej oddani sprawie nic nie poradzą na warunki i zdarzenia, które teraz mają miejsce. Rozmawiałam z koleżanką z Warszawy – wielu nauczycieli nie ma dostępu do sprzętu (tak, tak – szkoła państwowa nie jest w stanie wyposażyć pracowników w komputery w domach, aby mogli pracować zdalnie) i narzędzi – nie wszystkie szkoły dysponują platformami edukacyjnymi. Także czasu na przygotowanie takich miejsc zdalnego nauczania zwyczajnie nie było. Oczywiście, teraz uczymy się na przykrych doświadczeniach minionego tygodnia, widzimy słabości i niedoskonałości. Znam tysiące (nie przesadzam) nauczycieli, brałam udział w kilku tysiącach egzaminów studiów podyplomowych i uważam, że jest to grupa zawodowa, która ciągle się uczy, doskonali, którym zależy. Obraz taki przeczy pokutującemu przekonaniu i obrazowi kobitek przebierających nogami w oczekiwaniu na zbliżające się    wakacje i ferie. Proszę Państwa, takich belfrów jest już mniejszość. Kto przy zdrowych zmysłach (za takie wynagrodzenie, w tak szybko zmieniającej się rzeczywistości) chce się poświęcać wychowywaniu dzieciaków coraz bardziej świadomych swoich potrzeb i domagających się swoich, nie zawsze uzasadnionych, praw (nie wspomnę o Rodzicach)? Masochista? Życiowy nieudacznik? Nie, proszę Państwa – człowiek z misją,   kochający ludzi i świat. Tacy są właśnie w przeważającej części Nauczyciele.

Wszystko, o czym Rodzice piszą w obecnej sytuacji (maile bezpośrednie do mnie, telefony, sms-y, blogi które śledzę) porusza mnie niezmiernie. Zarazem oczywiście myślę, jak w sposób zrównoważony odnieść się do niepokojów rodziców, do ich słów, których w żadnej mierze nie można zlekceważyć. Przeładowane programy wysyłane do dzieci, niezrozumiałe komunikaty, brak lekcji, przy tym żądania wykonania ogromnej ilości prac, które należy    przesłać. Wymaganie obecności na platformie edukacyjnej od 8 rano do 16stej. Wygląda na to że nadrabia się braki z okresu strajku, które powielą się i urosną w okresie zarazy. Przy tym brak przygotowania do egzaminu ósmoklasisty i niepokoje przed maturą…nie będę wymieniać dalej – czytacie to samo od tygodnia w sieci, pomiędzy zajęciami domowymi a home office borykacie się teraz nie tylko z fizyką i matematyką.

Jak mówi moja Przyjaciółka: „nie chcę oceniać, ale…”. Ale myślę, że obecnie nauczyciele działają w sytuacji „alertu”, chcą jak najwięcej dzieciom przekazać i zarazem jak najwięcej od nich uzyskać.  A więc mogą popadać  w schematyczną nadgorliwość,  która    niepokoi dzieci i rodziców.

Co mogę poradzić?  To, co radzę w każdej innej konfliktowej sytuacji. Rozmawiajmy. Nawiązujmy kontakty z nauczycielami. Oni też chcą znać nasze, rodziców, stanowisko. Nie zakładajmy, że będzie one zlekceważone. Nauczyciel nie jest naszym przeciwnikiem. Jest   naszym sprzymierzeńcem – bez nas nie poradzi sobie z zadaniem, jakie stawia przed nim   zawód, a teraz obecna, nadzwyczajna sytuacja, do której musi się rozsądnie dostosować. Rzecz jednak w tym, że z taką sytuacją nikt z nas nie miał do czynienia. Uczymy się i uczmy się od siebie nawzajem. Dlatego nauczyciel musi uwzględnić głos rodziców. Zrobi to, atoli pod warunkiem, że go usłyszy. Rozmawiajmy, szanujmy się, bądźmy dla siebie wyrozumiali – to nasz sprawdzian. Ocenę wystawią nam dzieci i świat, który będą tworzyć za kilka lat


O AUTORZE:

mgr Tatiana Staroń

Kanclerz
Szczecińskiej Szkoły Wyższej
Collegium Balticum

Biografia

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zobacz również
Skip to content